#39 Takie te sprawy urzędowe…

24 czerwca 2018

Król czy żebrak, każdy tam kiedyś musi iść. A mowa tym razem nie o publicznych toaletach. W Polsce, tak samo jak w Czechach, człowiek czasami musi skoczyć do urzędu. Raz będzie to rejestracja pobytu, kiedy indziej rejestracja działalności czy samochodu, ZUS albo wyjaśnienie jakiejś drobnej niedopłaty w urzędzie skarbowym.

Chyba nikt nie lubi chodzić do urzędów. Ale zaskakujące jest, że odwiedzanie polskich urzędów jest do przeżycia. A to dzięki dwóm rzeczom:

Po pierwsze dzięki tradycyjnej polskiej tendencji, aby mieć wszędzie więcej ludzi, niż potrzeba do efektywnej pracy, w urzędach nie ma kolejek! Przyjdziesz, bierzesz numerek i już cię wołają. W najgorszym przypadku jest przed tobą jedna albo dwie osoby. Czy to tylko ja miałam zawsze szczęście? Jedynym urzędem, gdzie były kilometrowe kolejki, był ten zajmujący się rejestracją obcokrajowców. Ale tutaj też potrafiłam ją ominąć, bo Czechy są w Unii, więc mogłam załatwić swoją sprawę w innym okienku.

No właśnie… Czechy są w Unii. Nie do wszystkich urzędniczek dotarła ta informacja, mimo że za rok minie już piętnaście lat. Więc niestety nie uniknęłam już kilka razy małej wymiany opinii na temat konieczności pokazywania paszportu a nie tylko dowodu osobistego. W każdym razie nie zapomnę, kiedy byłam się zarejestrować w sprawie pobytu – dokładnie w tym specjalnym okienku dla UE – podaję dokumencik a pani urzędniczka pyta: „A czy Czechy są w Unii Europejskiej?”

Ale wracając do drugiej kwestii: wbrew wszystkim takim małym nieporozumieniom, polskie urzędniczki (urzędnicy też) są naprawdę miłe. Wyjaśnią, pokażą, nawet się uśmiechną a w końcu też gdzieś na internecie odgrzebią to czeskie Ř do skopiowania, kiedy muszą zapisać moje nazwisko …

#39 Ty správy uřední…

24. června 2018

Pán či kmán, každý tam někdy musí jít. A tentokrát nemluvím o veřejných záchodcích. V Polsku, stejně jako v Česku, člověk občas musí zaskočit na úřad. Tu to je registrace k pobytu, tady založení živnosťáku, potom přihlášení auta, jindy návštěva sociálky a občas se nachomýtne nějaký drobný nedoplatek na finančáku.

Asi nikdo nemá chození na úřady příliš v lásce. Ale světe div se, návštěvy těch polských jsou kupodivu k přežití. A to především díky dvěma všcem:

Za prvé to je díky tradiční polské tendenci mít všude víc lidí, než by bylo potřeba k efektivní práci – na úřadech nejsou fronty! Přijdete, vezmete si číslo a už vás volají. Nejhůře je před vámi jedna dvě osoby. Nebo jsem jen měla vždycky štěstí? Jediný úřad, kde fronty byly kilometrové, byl ten pro registraci cizinců. Ale i tady se mi povedlo se čekání vyhnout, neboť Česko je v Unii, takže jsem svoji záležitost mohla vyřídit v jiném okénku.

No právě … Česko je v Unii. Ne ke všem uřednicím se ta informace donesla, ačkoliv to za rok bude už patnáct let. Takže jsem se bohužel už několikrát nevyhula menší výměně názorů ohledně toho, jestli je nutné se prokazovat pasem, nebo stačí občanka. V každém případě nezapomenu na to, jak jsem se byla zaregistrovat k pobytu – přesně u toho speciálního okénka pro EU – podávám občanku a paní úřednice se zcela vážně ptá: „A Česko je v Evropské unii?”

Ale zpátky k věcí číslo dva: navzdory všem těm malým neporozuměním jsou polské úřednice (úředníci taky) opravdu milé. Vysvětlí, ukážou, dokonce se usmějí a na konec tam někde na internetu najdou to české Ř ke ykopírování, když musí yapsat moje příjmení …